Aktualności
Znajoma Białoruś - Wędrówka busowo-rowerowa
2014-09-05
Dawno marzyłem o poznaniu naszych północno-wschodnich Kresów, leżących obecnie na Białorusi. Jednak sił na zorganizowanie samodzielnej wyprawy już brakuje, więc oddałem się pod opiekę rowerowej firmy turystycznej Bird Service. Większość trasy pokonywaliśmy mikrobusem, a „perełki” turystyczne zwiedzaliśmy na rowerach. Zachęcam do zapoznania się z opisem i zdjęciami z tej wyprawy - może będą pomocne przy organizowaniu następnych.
Opis busowo-rowerowej wędrówki śladami I i II Rzeczypospolitej.
Piątek 8 sierpnia. Wieczorem w hotelu „Kalinowski” w Sokółce spotykam się z resztą grupy, która startowała w Warszawie. Jest nas 16 osób: czwórka Polaków, w tym mój przyjaciel i towarzysz narciarski Gerard z Zabrza i para Iwona z Markiem z Bogatyni, dziesięcioro Niemców, przewodnik Włodek i kierowca Witek. Przy kolacji następuje prezentacja i zapoznanie. Wszyscy są wytrawnymi turystami, więc nastrój jest od razu kontaktowy i wesoły. Oprócz Iwony i Marka, pozostali są w wieku emerytalnym, ja ze swoimi 82 latami jestem oczywiście najstarszy…
Sobota 9 sierpnia. Po śniadaniu ruszamy do przejścia granicznego w Kuźnicy Białostockiej. Nie było specjalnych zahamowań, a odprawa trwała ok. półtorej godziny. Tu się celebruje granicę… Przesuwamy zegarki o godzinę do przodu i już mamy 1330. Nasz busik z przyczepą rowerową mknie do Grodna. Kwaterujemy się w hotelu „Slavia”, przy ul. Mołodieżnaja, niedaleko klasztoru Brygidek. Recepcjonistka mówi po polsku. Wymieniamy pieniądze w banku obok. Za 400 zł dostaję 1316000 białoruskich rubli, czyli jeden złoty jest wart 3290 zł. Jestem milionerem! Po lunchu w hotelu jedziemy busem do miasteczka Indura, 25 km. na południe. Jest to pierwsze wsiadanie na rowery. Ja mam własny, ale pozostali korzystają z rowerów firmowych, więc ich dopasowywanie trochę trwa. Ok. 17-tej ruszamy przez Łaszę i Litwinki do miasteczka Świsłocz. Z mostu na Świsłoczy widać ujście tej rzeki do Niemna. Za chwilę dojeżdżamy do skarpy Niemna, z pięknym widokiem na rzekę. Próba dalszej jazdy wzdłuż Niemna kończy się szybko, bo wiejska droga jest remontowana i nieprzejezdna. Zawracamy na szosę i w miejsc. Kwasowka ładujemy rowery na przyczepę. Etap rowerowy miał ok. 25 km. Wieczorem większa część grupy samorzutnie spotyka się na deptaku grodzieńskiej starówki (dawna ulica Wileńska, obecnie Sowietskaja). Bardzo trudno jest znaleźć stolik w zaledwie trzech istniejących tu lokalach (a powinno ich być z piętnaście!). Polsko-niemiecki wieczór przy winie i piwie był udany.
Niedziela 10 sierpnia. Rano zjawia się przewodniczka Polka, pani Ludmiła. Zwiedzamy z nią miasto. Pierwsza wzmianka o Grodnie pojawiła się w staroruskiej kronice w 1128 r. W XIV w. należało już do Wielkiego Księstwa Litewskiego. Stary Zamek zbudował w 1398 r. Wlk. Książę Witold w stylu gotyckim. Przebywał tu często Król Kazimierz Jagiellończyk (zmarł na zamku w 1492 r.). Grodno było także ulubionym miastem Króla Stefana Batorego, który przebudował zamek w stylu renesansowym. Król zmarł tu w 1586 r. Obecnie jest tu muzeum. Od drugiej poł. XVII w. co trzeci sejm generalny odbywał się w Grodnie. Dlatego w latach 1734-1751 August III Sas zbudował nowy zamek w stylu klasycystycznym. Odbył się tutaj „sejm niemy” w 1793 r., który zatwierdził II rozbiór, a w 1795 r. abdykował Stanisław August Poniatowski i mieszkał na zamku do 1797 r. Teraz jest tu także muzeum. Kolejnym „zaliczonym” zabytkiem jest cerkiew prawosławna p.w. św. Borysa i Gleba z 1138 r. jeden z najstarszych obiektów sakralnych w północnej Europie. Zastosowano tu wąską cegłę grecką. Obejrzeliśmy też obecną katedrę rz. kat., czyli pojezuicki kościół p.w. św. Franciszka Ksawerego. Jest to piękna barokowa świątynia, fundowana przez Stefana Batorego w 1585 r., której budowa trwała ponad 100 lat, a konsekrowano ją w 1667 r. Zwiedzanie zakończyliśmy na katolickim cmentarzu. Znajduje się tu grób Elizy Orzeszkowej i „orlęcia” grodzieńskiego - trzynastoletniego Tadka Jasińskiego, poległego w czasie bohaterskiej obrony miasta podczas najazdu sowieckiego w 1939 r.
Ładujemy się z bagażami do busa i jedziemy na północ, do miasteczka Sopoćkinie. Przesiadamy się na rowery i pedałujemy wzdłuż Kanału Augustowskiego. Kanał zbudowano w latach 1825 - 1839 w/g projektu gen. Prądzyńskiego. Wykorzystując rzeki Netta i Czarna Hańcza oraz kilka jezior kanał łączy Niemen z dorzeczem Wisły. Z 18 śluz 14 jest obecnie w granicach Polski, 1 (Wołkuszek) na granicy, a 3 na Białorusi. Zwiedzamy śluzę Dąbrówka, potem „grilujemy” nad wodą. Jest b. upalnie, popływałem trochę w Czarnej Hańczy. Dalej jedziemy wzdłuż skanalizowanej rzeki do ostatniej śluzy w Niemnowie. Pierwotnie była to śluza trzykomorowa, ale podczas renowacji w 2005 r. wobec zmian biegu Niemna dobudowano czwartą komorę. Różnica poziomów wynosi 9,80 m. Przy śluzie jest małe muzeum. Zostawiamy kanał, pedałując na południe do wsi Sieliwanowce, gdzie przesiadamy się do busa. Rowerami zrobiliśmy ok. 26 km. Znowu przez Grodno (nie ma wcześniej mostu na Niemnie) jedziemy do Lidy. Jest to stutysięczne miasto z dużą (40%) mniejszością polską. Nocujemy tu tylko, bez zwiedzania.
Poniedziałek 11 sierpnia. Po śniadaniu ruszamy w stronę Naroczy. Wyładowujemy się na szosie przed miejsc. Świr i po 6 km. polnymi drogami dojeżdżamy rowerami do tego miasteczka, gdzie przed wojną żyli w zgodzie Polacy, Żydzi i Białorusini, o czym świadczy kościół, cerkiew i (obecnie w ruinie) bóżnica. Włodek z Witkiem przyrządzają tu grilla dla całej grupy. Dalej jedziemy po północnej stronie jez. Świr, najpierw po asfalcie, a od wsi Szemietowo przez las, nieprzyjemną „szutrówką”. Dojeżdżamy do ośrodka wypoczynkowego nad Naroczą („kurortnyj pasiołak Narać”). Trasa rowerowa miała ok. 36 km. Półn. zach. brzeg jeziora jest nowocześnie zagospodarowany – hotele, sanatoria, supermarket. Lokujemy się w hotelu „Narocz”. Po kolacji wyciągam Gerarda (z oporami) do kafejki nad jeziorem. Potem dołącza Włodek i kilkoro Niemców. Złą wiadomością jest awaria busa - nawaliła turbina. Szczęśliwie jest dzień czasu na sprowadzenie drugiego.
Wtorek 12 sierpnia. Jedziemy rowerami wzdłuż zach. brzegu jeziora na półwysep Nanosy. Powstaje tu osiedle prywatnych daczy. Niestety nie ma tu naszych przepisów o dostępności linii brzegowej i prawie cały brzeg jest zagrodzony. Wracamy z niewielkimi odchyleniami tą samą drogą. Po lunchu w hotelu jedziemy rowerami na północ, do miejsc. Narocz (do 1964 r. nazywała się Kobylnik). Jako dawne polsko - żydowsko - białoruskie miasteczko ma kościół katolicki św. Andrzeja Apostola, cerkiew św. Iljii (obie świątynie z drugiej poł. XIX w) i kirkut żydowski. Grupa jedzie nad jez. Szukszty, a ja, po uzyskaniu zgody przewodnika Włodka, jadę samotnie płn. wsch. brzegiem Naroczy, dobrą szosą, w stronę miasta rejonowego Miadzioł. Cały czas mam piękny widok na jezioro. Dojeżdżam do przesmyku m. jeziorami Narocz i Miastro. Jest tu duży ogród dendrologiczny, z okazami roślin z całego świata. Pogoda się psuje i zawracam. Pada deszcz i „sztormuję” w pelerynie. Mój samotny wypad rowerowy liczył 35 km., a cała dzisiejsza trasa ok. 55 km.
Środa 13 sierpnia. Ładujemy przyczepę rowerową i czekamy na zamienny bus. Powinien dojechać z Wilna wczoraj wieczorem, ale operacja zamiany busa była za skomplikowana dla zwykłych białoruskich celników i trzeba było czekać do rana na pana naczelnika. Nowy kierowca p. Michał nie ma zmysłu orientacji, myli drogę i zamiast o 11-tej, dociera do nas po 13-tej. Niezwłocznie ruszamy w drogę. Przez Miadzioł, Dokszyce i Biehomlę docieramy do „Berezyńskiego rezerwatu biosfery”. Są to pierwotne lasy i bagna w górnym dorzeczu Berezyny, bogate w zwierzynę. Zostawiamy bagaże w turystycznej osadzie drewnianych domków, gdzie będziemy nocować i bus zawozi nas do wsi Krajcy. Stąd ruszamy na rowerach. Do mostu na Berezynie - podobno miejsca odwrotu Armii Napoleońskiej w 1812 r. jest 4 km., ale z powodu czterogodzinnego opóźnienia na starcie z Naroczy rezygnujemy z dotarcia tam i kierujemy się na północ, do zwierzyńca w Domżericy. Pokazują tu niedźwiedzia, łosie, jelenie, dziki, jenoty, ale jest to dość prymitywne, dalekie od nowoczesnych wymogów w tej dziedzinie. Wracamy do osady (rowerami przejechaliśmy ok. 15 km) - Włodek sugeruje elegancki ubiór - ponieważ jedziemy do rezydencji prezydenta Łukaszenki (jest dostępna w czasie jego nieobecności) na obiado-kolację. Rezydencja znajduje się 5 km. od naszej osady, nad jeziorem, niewielka i dość gustowna.
Czwartek 14 sierpnia. Wyruszamy do Mińska. Proszę, aby bus zatrzymał się przy moście na Berezynie. Robię zdjęcia rzeki. W papierach nadania Krzyża Walecznych mojemu Ojcu za wojnę z bolszewikami czytałem: „…podczas ataku kompanii na wieś Ossowo plut. Wiśniewski Wacław został wysłany z dwoma sekcjami jako ubezpieczenie od strony Berezyny. (…) widząc, że atak komp. załamuje się w silnym ogniu nieprzyjacielskim, z własnej inicjatywy podrywa swoje dwie sekcje do ataku uderza z boku na nieprzyjaciela, zabierając 1 KM i 18 jeńców przyczynia się do wyrzucenia nieprzyjaciela ze wsi.” Działo się to 28 maja 1920 r., gdzieś w górnym biegu Berezyny… Jestem wzruszony. W południe docieramy do Mińska. Trochę błądzimy, w końcu znajdujemy Pałac Sportu za mostem na Świsłoczy (jest to inna Świsłocz, nie ta, która wpada do Niemna). Stąd zaczynamy zwiedzanie miasta na rowerach. Jedziemy ścieżkami rowerowymi wzdłuż szeroko rozlanej rzeki. Mińsk prezentuje się okazale, piękne gmachy, czysto i porządek. W centrum (dawne stare miasto) znajdujemy „Starowileńską karczmę”, gdzie sami zamawiamy lunch. Trwało to ok. półtorej godziny, ale wszyscy smacznie pojedli. Obok jest „Wyspa łez” - sanktuarium poświęcone żołnierzom poległym w czasie sowieckiej interwencji w Afganistanie. Okazuje się, że na Białorusi jest to b. żywa pamięć. Następnie zwiedzamy Sobór św. Ducha. Jest to dawny kościół Bernardynek, wybudowany w 1642 r. w stylu barokowym. W 1870 został zamieniony na cerkiew prawosławną. Obecnie jest bazyliką katedralną. B. ciekawie wyglądają przeróbki frontonu świątyni, nawiązujące do stylu bizantyjskiego. Dalej jedziemy przez środkową część miasta, widzimy gmach zw. zaw. w kształcie greckiej świątyni, teatr opery i baletu, mały domek z muzeum I Zjazdu SDPRR w 1898 r. (sic!). Na rozległym pl. Niepodległości stoi przywrócony katolikom kościół św. Szymona i Heleny, zbudowany w 1908 r. przez polskiego przemysłowca Edwarda Woyniłłowicza w stylu neo-gotyckim (t. zw. „czerwony kościół”). Pod wieczór dobijamy do hotelu „Sputnik”. Po dobrej kolacji jesteśmy z Gerardem zbyt zmęczeni, aby jeszcze poznawać „nocne życie” Mińska. W telewizji satelitarnej nie ma polskiego programu.
Piątek 15 sierpnia. Na śniadaniu hotelowym jest szwedzki stół (jedyny raz na Białorusi). Chyba te skromne śniadanka były zdrowsze, przejadłem się i jest ciężko na żołądku… Jedziemy busem ok. 85 km. na płd. wsch. do miasteczka Mir. Gotycki zamek w Mirze powstał na przeł. XV i XVI w.(jak na gotyk to b. późno). Wybudował go starosta brzeski Jerzy Illinicz, a w 1568 r. przeszedł w ręce Radziwiłłów, którzy przebudowali go w stylu renesansowym (zachowały się dwie gotyckie baszty). W 1813 r. przez mariaż Stefanii Radziwiłłówny znalazł się w rękach niemieckich arystokratów. W 1895 r. zamek kupił książę Mikołaj Światopełk-Mirski ze zrusyfikowanego rodu litewsko-białoruskich bojarów. W ich rękach pozostawał do 1939 r. (ziemie te należały do II Rzeczypospolitej). Obecnie jest tu muzeum. Po lunchu w miejscowej restauracji dosiadamy rowerów i udajemy w stronę Nieświeża. Jedziemy bocznymi, ale dobrymi asfaltowymi szosami, potem skręcamy na polną drogę prowadzącą przez wsie z ciekawymi chatami. Dalej jest miasteczko Horodziej ze stacją kolejową. Dobrą szosą dojeżdżamy do Nieświeża. „Z marszu” zwiedzamy miasto - rynek z ratuszem, kościół Jezuitów p. w. Bożego Ciała, barokowy z końca XVI w. W kościele trumny 102 członków rodu Radziwiłłów, część zmumifikowana. Pod pobliską figurą św. Jana Nepomucena napis po białorusku wykonany łacińskimi literami. Poznajemy park pałacowy z ciekawymi pomnikami. Lokujemy się w bocznym skrzydle zamku. Trasa rowerowa wynosiła ponad 50 km. Kolację mamy w restauracji w zamku. Jest to ostatni wspólny wieczór. Aranżuję wspólne biesiadowanie ze śpiewami. Niemcy się też rozruszali - na koniec b. serdecznie mnie żegnali.
Sobota 16 sierpnia. Ruszamy do Brześcia. Zwiedzamy twierdzę zamienioną w pomnik bohaterskiej obrony podczas niemieckiej agresji. Czerwona Armia broniła się tu trzy tygodnie, kiedy Niemcy byli już w Kijowie i Mińsku. Ekspozycja przytłacza monumentalnością. Mamy godzinę czasu na pamiątkowe zakupy w supermarkecie. Zapamiętałem ekspedientkę, która wbrew prawom rynku odwodziła mnie od kupna ozdobnych alkoholi, wskazując jej zdaniem lepsze i tańsze… Białoruska odprawa graniczna - prowadzona życzliwie - trwa jednak półtorej godziny! Za to polska - jak przystało na UE - piętnaście minut. Pech busowy nadal nas prześladuje - w kolejnym pojeździe „siadło” zawieszenie. Dlatego za Terespolem przesiadamy się do następnego busa, którym przyjeżdża nasz pierwszy kierowca Witek, witany b. serdecznie. W Warszawie jesteśmy ok. 20-tej. Wysiadam przy hotelu na rogu al. Solidarności i Okopowej, tam, gdzie wszyscy Niemcy. Mocny uścisk dłoni i podziękowania dla przewodnika Włodka kończą wspólną wyprawę.
Refleksje końcowe. Wyprawę zaliczam do udanych. Uwagi miałbym takie, że za dużo jeździliśmy busem, a za mało rowerami. Zrezygnowałbym z Berezyńskiego Parku Narodowego (można tam zorganizować osobną wyprawę). Za to można by więcej pojeździć rowerami po terenach dawnej II RP, włączając Nowogródek i inne ciekawe miejsca. Ciągłe rozładowywanie i załadowywanie rowerów, aby przejechać krótką trasę, było uciążliwe. Przewodnik Włodek dwoił się i troił, aby wszystko dobrze wypadło i dzielnie walczył z absurdami spotykanymi na Białorusi. Jego rosyjski był bez zarzutu, Niemcy także go dobrze rozumieli. Zatem - do zobaczenia na następnej wyprawie!
Andrzej Wiśniewski
powrót do: spisu aktualności…